Hej Piękne!
Jakiś czas temu dostałam w prezencie dwie piękne, duże ramy. Jako, że nie jestem fanką tanich posterów, a sama nie zostałam obdarzona talentem malarskim, zdecydowałam stworzyć coś co będzie i ładne i przydatne. Tak powstały moje biżuramy. Jest to dobra alternatywa dla posiadaczek kotów i zwierząt lubujących się w zrzucaniu, pyrganiu, szarpaniu, drapaniu i gryzieniu wszystkiego co dynda, a które marzą o ładzie w kolczykowym królestwie.
Co było potrzebne:
*Mężczyzna do brudnej roboty
*Rama
*Kawałek materiału (u mnie satyna, której nie polecam bo się gniecie i zaciąga)
*Mały kołek + haczyk (mężczyzna mówi, że rozmiar: 5.)
*Wiertarka
*Zszywacz tapicerski albo lasotaśma
Zaczynamy:
Mężczyzna do brudnej roboty montuje kołek w ścianie, a my w tym czasie dopasowujemy wielkość materiału do ramy, następnie przytwierdzamy materiał za pomocą lasotaśmy (srebrna, elastyczna, bardzo mocna taśma do kupienia w każdym sklepie narzędziowym). Nie musimy się martwić, że taśma nie utrzyma materiału z kolczykami, ale jeśli jesteśmy nadgorliwe (tak jak Sprawdzanka) prosimy Mężczyznę od brudnej roboty żeby przybił jeszcze całość zszywaczem tapicerskim. Na koniec pozosaje nam sama przyjemność, czyli zawieszenie kolczyków :)
Tak wygląda rama z kolczykami. Mieszczą się w niej wszystkie moje uszne świecidełka. Wszystko wygląda bardzo ładnie i przejrzyście. Podoba mi się to, że w końcu nie mam problemów ze znalezieniem drugiej pary i codziennie rano mogę wybierać sobie nowy, dopasowany do stroju komplet.
Tutaj druga, niedopracowana jeszcze wersja. Część naszyjników wisi na wieszaku kupionym w Tchibo. Chciałabym przybić do ramy małe gwoździe na których mogłabym wieszać mniej kosztowne wisiorki. Martwi mnie tylko fakt porobienia w ramie dziur (których później już nijak się nie załata). Macie może jakąś radę?
Bardzo dziękuję moim Panom od brudnej roboty, bez Was nic by z tego nie było!
A także Poli, która świetnie się bawiła pomagając mi wieszać kolczyki (Twoja pomoc jest nieoceniona, Kocie :))
poniedziałek, 21 marca 2011
wtorek, 15 marca 2011
Ustne wspomagacze

Zatem, miłego czytania :)
Carmex
Opakowanie: kupiłam wersję w słoiczku. Później zaczęłam tego żałować, bo aplikacja albo jest bardzo niehigieniczna (palec), albo praco i czasochłonna (pędzelek)
Zapach: Zapach kamfory (jeden ze składników) jest dla mnie nie do zniesienia, w przeciągu minuty zaczyna mnie boleć głowa.
Działanie: O tak, działa. Pięknie nawilża usta, lekko tłusta powłoka jest wyczuwalna nawet po paru godzinach. Po aplikacji możemy odczuwać jekkie mrowienie (bardzo przyjemne).
Wniosek: Jako "pielęgniarz" naszych warg jest super, jednak jego intensywny zapach może przysporzyć sobie zarówno fanów jak i wrogów. Ja pod tym względem zaliczam się do tych drugich. W drogeriach możemy się spotkać z trzema wersjami opakowania, ja wybrałam tą najgorszą.
Dostępność: Większość dużych drogerii, supermarkety
Cena: ok. 11zł
Tisane
Zapach: Bardzo przyjemny, słodki, delikatny, ledwo wyczuwalny (na ustach w ogóle)
Działanie: Jest ok, nic więcej. Nie zrobił na mnie jakiegoś wielkiego wrażenia, może dlatego, że nie podoba mi się to wydłubywanie mazi ze słoiczka.
Wniosek: Ja osobście nie jestem jego fanką, nawilżenie ust jest satysfakcjonujące, jednak aplikacja sprawia sporo problemów.
Dostępność: większość drogerii, łącznie z osiedlowymi
Cena: ok. 10zł
EOS
Zapach: Mój teoretycznie jest o zapachu wiciokrzewu, w praktyce jest słodki i melonowy. Przyjemny, jednak troszkę sztuczny.
Działanie: Fajne, dosyć mocne nawilżenie. Podobnie jak w przypadku Carmexu na ustach pozostaje delikatna "osłonka".
Wniosek: Wyględny, ładnie pachnący, nawilżający bajer dla gadżeciarzy (czyli dla mnie :)) Wszystko byłoby super gdyby nie to, że balsam ma słodki smak, przez co łatwo się go zjada. No i ta cena...
Dostępność: Allegro, Ebay
Cena: ok. 25zł + koszty przesyłki
Wniosek wniosków:
Nie ma idealnego balsamu dla wszystkich. Osobiście przetestowałam całą masę, od takich za 5zł po te za 50zł. Moim faworytem są nie przedstawione w tym poście pomadki Bebe (np. różana) i Lip Smacker Natural, które kosztują grosze a działają świetnie. A jakie są Wasze ulubione ustne wspomagacze?
Pozdrawiam Was serdecznie
Sprawdzanka
wtorek, 8 marca 2011
Mikrodermabrazja 2

Jak widzicie poliś pod makijażem wygląda idealnie. Bez przebarwień, niedoskonałości i przede wszystkim kratki :)
Nie wiem na ile to kwestia mikrodermabrazji, ale ja w stanie cery widzę ogromną różnicę. Przede wszystkim w tym, że skóra pije kremy jak szalona, jest świetlista i wygląda po prostu zdrowo.
Aktualnie stosuję kurację nawilżająco-zwalczającą. Mam cerę typowo mieszaną i moje czoło z nosem zupełnie nie chce się dostosować do policzków. Tak więc jestem zmuszona nakładać na siebie tonę różnych różnistych mazideł. Dwa inne toniki, dwa inne sera, dwa inne kremy... koszmar! Ale jeśli ten rytuał ma sprawić, że buzia będzie wyglądała zdrowo, to chyba warto :)
Edit:

Teraz jest ok, ale mam wrażenie, że mikrodermabrazja była pewnego rodzaju bazą przygotowującą twarz na kolejne kroki, czyli odpowiednią pielęgnację. Bez niej ani rusz.
Mam nadzieję, że zaspokoiłam Waszą ciekawość.
Jeśli chcecie mogę Wam szczegółowo opisać czego używam aby oczyszczać i nawilżać ryjek :)
Buziaki
Sprawdzanka :)
niedziela, 6 marca 2011
Mikrodermabrazja

Mikorodermabrazja, czyli zabieg machamicznego złuszczania skóry, bije ostatnio rekordy popularności w gabinetach kosmetycznych. Dlaczego? Bo w teorii jest dobry na dosłownie wszystko. Wiadomo, że nasza skóra składa się z wielu warstw, mikrodermabrazja polega na pozbywaniu się tych powłok, które sprawiają nam problemy. To nie jest tak, że jeśli mamy cerę suchą po mikrodermrazji nagle zmieni nam się stan nawilżenia. Kosmetyczna w trakcie zabiegu nałoży na twarz odowiednią maseczkę, po której ryjek fakycznie będzie zdawał się być świetnie wypielęgnowany, ale bez podjęcia odpowiednich kroków już po kilku dniach nasza skóra powróci do stanu sprzed zabiegu. Dlatego warto zaopatrzyć się w odpowiedni krem, a jeszcze leiej żel+tonik+serum+filtr+krem+oczokrem :)
Czy polecam? Miło było się trochę zrelaksić, ja miałam robioną mikrodermabrazję korundową, która polecana jest osobom z większymi problemami skórnymi (np. rozszerzone pory, liczne przesuszenia). Pani kosmetyczna przy użyciu groźnie wyglądającego i warczącego sprzętu przesuwała mi głowicą po twarzy. W teorii zabeg jest zupełnie bezbolesny, ja odczuwałam jednak pewnien dyskomfort. Po zabiegu miła blondynczka nałożyła maseczkę matującą (co mnie trochę zaskoczyło, ponieważ nie mam większych problemów ze świeceniem się skóry), z nieco ściągniętą japką pognałam do domu sprawdzić rezultat. Oj, szkoda, że nie widziałyście mojej miny gdy zobaczyłam baaardzo czerwoną, meeega intensywną ogromną kratkę na obu policzkach. Teraz, po tygodniu od zabiegu mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie żałuję ani grosza wydanego na tę zabawę. Twarz jest cudownie aksamitna, koloryt wyrównany, buzia wygąda na świeżą i wypoczętą.
Mama Sprawdzanki, która ma cerę suchą i wrażliwą również jest zachwycona efektem :)
Dziewczyny, nie chcę nic reklamować ani sugerować, zdaję sobie sprawę, że wydanie 140zł na zabieg u kosmetyczki to droga przyjemność. Serdecznie polecam Wam rozglądanie się za ofertami na portalach oferujących zabiegi po znacznych zniżkach, np groupon. Ja z Mamą razem zapłaciłyśmy 100 zł za cały zabieg (!), już mamy przygotowane kupony na "zimowy rytuał nawilżający", który łączy w sobie maskę na twarz i pobyt w saunie (jeden taki kupon kosztował 19zł!). Polujcie na internetowe ofery z głową, tak jak na normalnych zakupach. Warto przed kliknięcieciem "kup teraz" wybadać ile kosztuje taki zabieg przed zniżką, polecam też poszperać w internecie w celu sprawdzenia jakości usług danego gabinetu.
Buziaki
Spradzanka :)
środa, 2 marca 2011
Pomocy!
No to teraz mam zagwostkę.
Lepiej tak:
Czy może jednak tak?
Co myślicie?
Edit: Wielkie dzięki za pomoc, jesteście NAJLEPSZE! :)
wtorek, 1 marca 2011
Haulanka

Zacznijmy od TK Max, w którym jeszcze nigdy nie kupiłam fajnego ubrania, za to upolowałam kilka przyjemnych kosmetyków i dodatków.
Dzisiaj wykukałam coś co marzyło mi się od dawna, czyli akrylowy pojemnik, który cudownie sprawdzi się do wszystkich moich spinek, gumek, opasek i innych włosowych szpargałów. Cacko kosztowało mnie 33zł, strasznie żałuję, że był tylko jeden.
Dwa pigmenty do oczu w cudownie ciepłych kolorach złota. Kupiłam bo Urban Decay (jaka Ty jesteś płytka, Sprawdzanko!)... Nie lubię pigmentów, nigdy nie chce mi się z nimi bawić i na słodki dodatek po całej tej misternej aplikacji mieniący się puder zostaje na twarzy, ubraniu, toaletce, podłodze i Poli. Dam im szansę, chociaż mam obawy, że wylądują na allegro. Aaach, jak ja kocham TK Max za te ich porównanie cen, tym razem przecenione podobno ze 125zł na 36,99zł (no i jak tu nie kupić!?). Jeśli pociekła Wam ślinka to w centrum zostało jeszcze paręnaście kompletów.
Inglota kocham miłością bezgraniczną, uwielbiam ich cienie, pudry, pędzle i ceny!
Trzy pędzelki do kolekcji:
4SS - śmieszny grubasek do różu i cieni
28PO - puchatek do cieni, super będzie nim nakładać rozświetlacz
17TL - skośny do brwi
30T - złamas do linera :)
Na nich niestety nie udało mi się oszczędzić, ale kupowanie pędzli sprawia mi jakąś taką dziką przyjemność :)
Natura i Rossmann jak każde inne drogerie to dla mnie kusiciele nie z tej ziemii. Nigdy nie wchodzę po coś konkretnego a zawsze wychodzę z różnymi bzdetkami :)
Tym razem:
- moja ulubienica do nawilżania ust: Bebe różana, przeceniona z 8zł na 6zł
- 2 lakiery Catrice
- Rival de Loop maska mleczno-miodowa (bo stała koło kasy i kosztowała 2zł...)
Brudasy:
330 Absolutely Chinchilly!
280 London's Weather Forecast
No i jeszcze gwiazda, którą przed chwilą wypróbowałam:
Kofeinowy Roll-on przeciw cieniom z korektorem (cera jasna). Powiem Wam tylko tyle, że zapoiada się bardzo obiecująco. Potestuję i dam Wam znać czy warto wydać te 35zł (mnie udało się go zdobyć za 29,99zł :))
Ulubiony sklep Sprawdzankowej Mamy, czyli L'occitane
Za namową pani sprzedawczyni (jestem bardzo podatna...) kupiłam skoncentrowane w malutkim metalowym pudełeczku masło Shea. Podobno jest do wszystkiego (czyli do niczego?). Ja będę je nakładała na suche skórki koło nosa z którymi walczę od hohoho i jeszcze dłużej. Jak to nie pomoże to chyba się poddam... Gratis dostałam ich top seller'a, czyli mini krem do rąk. Sprawdzankowa Mama używa go wręcz nałogowo, mówi, że "świetnie nawilża, ale strasznie śmierdzi", a simply_a_woman (buziaki :)) twierdzi, że "nie ma żadnego działania pielęgnacyjnego. Tylko zapach ładny". No i komu tu wierzyć? :)
No i teraz słodki deserek. Ten sklep odwiedzam bardzo regularnie. Jestem wielką fanką wysublimowanej elegancji, lekkiego nadęcia i luzu jednoczeście (ciężko mi dogodzić), Parfois łączy w sobie wszystkie te cechy + całkiem niezłe ceny. Dzisiaj wpełzłam w poszukiwaniu portfela.
Wszystkie te cuda byly na promocji -70%. Za całość zapłaciłam 35,79zł.
Jak Wam się podoba? Jakiej recenzji jesteście najbardziej ciekawe? Piszcie :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)