poniedziałek, 16 maja 2011

Queen Helene, czyli miętowa rozkosz dla buzi

Hej Kochane :)

Niedziela to dla mnie czas intensywnej pielęgnacji. Nigdy nie byłam wielką fanką pillingów i maseczek, głównie ze względów czysto przyziemnych, czyli lenistwa i braku systematyczności.
Jakiś czas temu, za sprawą nissiax83 dowiedziałam się o miętowej maseczce Queen Helene. Jakoś tak mimowolnie trafiła ona na moją wish listę (która nieubłaganie się powiększa) i stała się obiektem pożądania. Czasami mam wrażenie, że wszystko co niedostępne jest dla mnie dużo bardziej pociągające. Tak też było z ową maską. Szukałam wszędzie, bez skutku. Znalazłam na allegro, ale patrząc na niewielką cenę doszłam do wniosku, że może być przeterminowana (kobiece myślenie...).

Ostatnio, będąc na przypadkowych zakupach znalazłam bardzo ciekawy sklepik zielarsko-medyczny, w którym, ku mojemu zdziwieniu, Queen Helene zajmowała calusieńką półkę.
Kupiłam parę produktów (o których nie omieszkam napisać w kolejnych postach), w tym upragnioną maskę i pilling.

Jakie są? Okrutnie gęste, acz wcale nie takie klejące! To chyba pierwsze produkty na ryjek, których nakładanie sprawia mi czysto fizyczną przyjemność. Intensywny zapach pasty do zębów może niektórych odstraszać, ja jednak jestem zachwycona (idealne pobudzacze podczas mozolnego pisania, przepraszam za przekleństwo, pracy licencjackiej).



Pilling jest moim ideałem, ma ziarenka przypominające delikatny pustynny piasek, które ścierają martwy naskórek. Niezwykle przyjemna, gęsta konsystencja sprawia, że nic nie cieknie nam po buzi i rękach. Możemy spokojnie wyjść z łazienki i oglądać sobie przez parę minut X Factory, Must Be The Musici i inne Mam Talenty. Buzia po pillingu? Jak marzenie!



Pora na maseczkę. 



Bardzo gęsta, niezwykle zielona i cudownie odświeżająca. Zostawiamy ją na pysiu przez 15 minut (do całkowitego wyschnięcia (ach, jak ona śmiesznie pęka :))) i zmywamy. Znacie te maski, które spłukiwać musicie przez kolejne 15 minut? Koszmar. A ta? Chwila moment i już jej nie ma. Buzia po maseczce? Och, Ach, miód i orzeszki. Osobiście nie mogłam się powstrzymać przed dotykaniem twarzy przez cały dzień. Jestem naprawdę zachwycona. Dodatkowo, na opakowaniu napisane jest, że możemy nałożyć maseczkę punktowo i zostawić na noc, ażeby pryszcz spokorniał i sam się grzecznie wyleczył.



Pełne nazwy produktów to:
- Queen Helene The Original Mint Julep Masque (170g)
- Queen Helene Refreshing Mint Julep Natural Facial Scrub (226.8g)

Cena tych produktów jest, według mnie, dość wysoka (z tego co wiem, w US można je kupić za grosze). Maseczka kosztowała 25,20zł a pilling 26,50 zł. Jestem jednak zdania, że lepiej wydać parę złotych więcej na pielęgnację niż kolorówkę. Po co maskować niedoskonałości jeśli można się ich, po prostu, pozbyć :)

Jeśli jesteście chętne mogę podać Wam adres sklepu. Nie wiem czy firma życzy sobie takiej promocji, dlatego też wolę napisać Wam co i jak mailowo. Podajcie adresy w komentarzach albo piszcie na sprawdzanka@gmail.com :)

Ps. Strasznie się za Wami wszystkimi stęskniłam. Mam nadzieję, że z wzajemnością :)


19 komentarzy:

  1. Maszeczkę miętową bardzo lubię, ona chyba najlepiej oczyszcza moje zapchane pory :)
    Ale mam nadzieję że kiedyś znajdę coś lepszego bo ona też nie jest idealna. Przy okazji zapraszam na moje rozdanko. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hm, Idalia aż tak tej maseczki nie chwaliła - co osoba, to opinia ;)

    mnie natomiast odstrasza perspektywa kładzenia sobie czegoś miętowego na twarz na tak długo; mint is not my thing ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Śmiesznie wygląda zaschnięta na twarzy:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aktualnaa
    Powodzenia w poszukiwaniach, ja na tę chwilę pozostanę przy miętusku :)

    Chanel
    :*

    Simply_a_woman
    O, kurcze, chyba przeoczyłam jej recenzję. Tak, zdecydowanie, każdy zupełnie inaczej reaguje. Osobiście, w tym momencie, nie mogę sobie wyobrazić lepszej maski :) A ta mięta też mnie na początku lekko straszyła, ale jak kosmetyki kocham, nic nie piekło, nie szczypało. No i przede wszystkim nie wysuszyła mnie w żaden sposób :)

    kokosowa-panna
    Hehe, to prawda. Mój mężczyzna stwierdził, że tak będzie wyglądała ziemia po apokalipsie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba zbliża się minuta, w której ją w końcu kliknę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Sprawdzanko jak dawno Cie nie bylo:)!!!

    Kusisz tą maseczką:D Czyli mówisz zeby w zielarskich szukac?

    OdpowiedzUsuń
  7. Greatdee
    Haha, skąd ja to znam? Chodzisz, czaisz się, oglądasz, stwierdzasz, że może nie tym razem. A po pół roku wybucasz i i tak kupujesz :)

    Kleo
    Nie było mnie ohoho, a widzę, że Wy tutaj internet podbijacie :) Ostatnio nawet koleżanka w pracy mnie zaczepiła abym koniecznie oglądnęła Twój blog :)
    Tak, szukaj w zielarskich. Choć jak patrzę na allegro, to chyba jednak zaryzykuję i zamówię.

    OdpowiedzUsuń
  8. Skusilam sie na te maske dzieki Idalii i musze powiedziec,ze ...jest w poczekalni;) bo jakos po recenzji ktora przeczytalam u Niej nie bardzo mi sie spieszylo do uzycia.Teraz pojawia sie zupelnie inna ocena i...mimo wszystko musze ja wyprobowac.
    Narazie mam w uzyciu Mud Pack Masque with natural english clay i musze przyznac,ze jest swietna!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Masz rację, lepiej dopłacić i kupić coś lepszego niż zaoszczędzić i kupić chłam.
    Jakoś nie przemawia do mnie zapach pasty do zębów.
    Ale to jest chyba tak jak z lekami - mają leczyć a nie smakować ;D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Pokazałaś mu się tak? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hex
    Z całą pewnością błotko będzie moim kolejnym maseczkowym zakupem :)

    Colortrend
    Oj tam, oj tam, zapach pasty do zębów ma swoje dobre strony. Czujesz, ze świeższa już być nie możesz :)

    kokosowa-panna
    Widział mnie już w gorszych wcieleniach (np. po mikrodermabrazji :P)

    OdpowiedzUsuń
  12. Ma chłop zdrowie, że nie padł jeszcze na jakiś zawał:D

    OdpowiedzUsuń
  13. Posiadam obydwa produkty. Niesamowite :D Dla mnie rewelacja, szczególnie, że mam cerę tłustą.

    OdpowiedzUsuń
  14. Uwielbiam Cię, Dziewczyno:)! Mi ZAWSZE szkoda pieniędzy na kolorówką, a na pielęgnację wydaję bez opamiętania - to coś więcej, niż maskowanie:).

    Bardzo przekonałaś mnie swoją recenzją. Muszę tylko sprawdzić, czy są jakieś inne warianty zapachowe niż miętowy - nie znoszę...

    OdpowiedzUsuń
  15. Sprawdzanko:)
    u mnie juz praktycznie caly pakiet z QH w uzyciu:) brakuje mi jedynie czasu na porzadne recenzje ale jestem bardzo zadowolona z tych kosmetykow.

    OdpowiedzUsuń
  16. Mam maseczkę i jestem nią zachwycona!:)

    OdpowiedzUsuń
  17. naczytałam się o tym duecie wiele dobrego, ale jak patrzę na mój maseczkowy zapas to zdrowy rozsądek mówi mi, że kolejna maseczka przed wykończeniem przynajmniej połowy nie wchodzi w grę. i chyba go posłucham, póki jeszcze działa :)

    OdpowiedzUsuń
  18. wlasnie ja testuje, zapraszam do siebie !

    OdpowiedzUsuń